poniedziałek, 23 maja 2011

Wilkołak jest wśród nas

Wilkołak jest wśród nas!

Przekonanie o tym, że człowiek może przemieniać się w dzikie zwierzę lub zostać w nie przemieniony istnieje w ludzkich wierzeniach od zawsze, utrwalone przez legendy i mity, a w XX wieku spotęgowane przez literaturę oraz film.

W wielu przekazach dotyczących wilkołaków człowiek przedstawiany był jako istota posiadająca możliwość transformacji w wilka lub istotę pośrednią między człowiekiem, a zwierzęciem. Zagrażał wtedy innym ludziom, atakując ich w morderczym szale. Wierzono, że wilkołakiem można stać się za sprawą rzuconego uroku, a zwłaszcza po ukąszeniu przez innego wilkołaka.
Przeistoczenie mogło być również możliwe dzięki natarciu się specjalną maścią albo włożeniu na siebie zaczarowanego pasa czy zwierzęcej skóry. Z naukowego punktu widzenia fizyczna przemiana człowieka w wilka czy jakiekolwiek inne zwierzę jest niemożliwa. Mimo to wiara w wilkołaki rozprzestrzeniona jest na całym świecie, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej.

W czasach prehistorycznych pierwsi myśliwi okrywali swoje ciała skórami drapieżnych zwierząt i ceremonialnie wyli do księżyca, wierząc, że w ten sposób nabędą ich siłę i moc. Podobnie zachowywali się szamani – ich duchowi przywódcy, którzy najczęściej przywdziewali poroże jelenia, wspierając swoich łowczych i integrując się ze światem zwierząt.
Obie czynności antropolodzy nazwali rytuałem transformacji, bez którego plemiona pozbawione byłyby powodzenia w łowach. O ile ludzie pierwotni myśleli, że do przeistoczenia w drapieżne zwierzę wystarczy przebranie się w jego skórę i naśladowanie zachowań, ich potomkowie dodali do tej transformacji kombinację magii, biologii i przeznaczenia.
Zaczęto zastanawiać się, co może być podstawą przemiany człowieka w wilka i co mogłoby ją ewentualnie odwrócić. Jako powód „wilkołactwa” podawano najczęściej ugryzienie człowieka przez wilka (ślina miała być nośnikiem cech zwierzęcia).
W bestię można było się zamienić też wbrew własnej woli, głównie przez nieostrożność. Jeśli ktoś napił się wody z kałuży powstałej w zagłębieniach po wilczych łapach albo ze strumienia często odwiedzanego przez wilki, zamieniał się w wilkołaka.
Często zdarzało się tak, że człowiek nie był świadomy noszonej w sobie cechy i nigdy nie pamiętał tego, co robił jako wilkołak. W podaniach pisemnych wilkołaki pojawiły się już w starożytności, między innymi w dziełach Herodota. Niezawodnym sposobem uśmiercenia bestii miała być srebrna kula, wymierzona w jej serce. Naukowcy od zawsze negowali fizyczne „wilkołactwo”, klasyfikując je wśród zaburzeń psychicznych.
Niebagatelny wpływ na powstanie i rozwój legend o wilkołakach mogły mieć przypadki likantropii, czyli urojonego wilkołactwa. O ile wilkołaki należą bez wątpienia do sfery legend i podań ludowych, likantropia jest autentycznym schorzeniem psychicznym, które rozpoznano już w II wieku naszej ery.

Osoba cierpiąca na tę chorobę roiła sobie, że jest wilkiem, albo w każdej chwili może się w niego zmienić. Często szarpała zębami surowe mięso, wyła podczas pełni księżyca, a nawet atakowała innych ludzi. Zdarzało się, że chory, nie potrafiąc opanować pragnienia ludzkiej krwi, w ataku nieposkromionego szału wgryzał się w gardło ofiary.
Kroniki historyczne odnotowały wiele takich przypadków, zwłaszcza w średniowieczu – w samej Francji w latach 1520-1630 odbyło się aż 30 tysięcy procesów wilkołaków. „Wilczy obłęd” i inne choroby psychiczne, prowadzące do morderstw i kanibalizmu, były zawsze poważnym problemem społecznym.



Powszechna ignorancja i wiara w przesądy powodowały, że społeczeństwo, zamiast leczyć chorych, utwierdzało ich w przekonaniu, że stali się dzikimi, krwiożerczymi bestiami, opętanymi przez czarta.

Duża liczba przypadków tak zwanego „wilkołactwa” w średniowieczu wynikała z przeświadczenia, że wilkołaka można rozpoznać po pewnych cechach fizycznych. Były to spiczaste uszy, sterczące zęby i szerokie brwi, zbiegające się u nasady nosa. Także owłosione dłonie, zakrzywione paznokcie czy wyjątkowo długie palce świadczyły o tym, że osoba może być wilkołakiem. Stąd mężczyźni o bujnym owłosieniu często byli napiętnowani w swoich społecznościach.

W dobie dzisiejszych badań, dzięki rozwojowi medycyny, wiemy, że oprócz likantropii także i inne choroby o podłożu fizjologicznym mogły stanowić podstawę legend o wilkołakach. Toczenie piany z pyska i zdolność zarażania przez ugryzienie to nic innego jak objawy dzisiejszej wścieklizny.

Bardzo prawdopodobne jest też, że dawniej chłopi ulegali zatruciu żytem, na którym pasożytował sporysz, czyli grzyb o działaniu halucynogennym przypominającym działanie narkotyku. Wskutek zatrucia chory wyobrażał sobie, że zamienia się w dzikie, agresywne zwierzę i musi polować.

Inny problem stanowią dzieci porzucone w lasach, które wychowując się wśród dzikich zwierząt przejmują ich obyczaje. Fikcyjne przypadki Tarzana czy Mowgliego, zdarzają się także w rzeczywistości. W grudniu 2007 roku rosyjska policja odnalazła w lesie chłopca wychowywanego przez wilki. Zachowywał się zupełnie jak one, o czym przekonali się moskiewscy lekarze dotkliwie pogryzieni przez dziecko. Chłopiec nie rozumiał rosyjskiego ani żadnego innego języka.
Źródła: Wydawnictwo Astrum
strefatajemnic.onet.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz